czwartek, 7 czerwca 2018

Browar za Miastem - Letnia Przygoda w Słoneczny Dzień

Natrafiłem na dwa piwa Browaru za Miastem, Letnią Przygodę i Słoneczny Dzień. Session IPA z pomarańczą i trawą cytrynową i pszeniczne z mango i marakują.


Na pierwszy ogień Letnia Przygoda. Dość mętne, bursztynowe, z piękną, centymetrową, drobnopęcherzykową pianką. Naprawdę długo się utrzymuje i wygląda świetnie. Pachnie słodko pomarańczą. Po chwili też czuć cytrynę. Jako session IPA nie powinno być za bardzo intensywne, za gorzkie. I się zgadza. Jest bardzo pijalne. Lekka goryczka stanowi bardzo przyjemne tło dla muskającej kubki smakowe pomarańczy. Do tego dochodzi trawa cytrynowa, dodaje lekkiej kwasowości.

Słoneczny Dzień ma na etykiecie moje ulubione stworzenie z dzieciństwa – tukana. Fascynowały mnie zawsze ich kolorowe dzioby. Piwo to jest mętne, nieprzejrzyste. Grubopęcherzykowa piana, początkowo wysoka, szybko zanika. Pachnie jak pszeniczniak, czego się można było spodziewać. Wyczuwalne goździki, możliwe też, że coś z marakui (ale pewności nie mam). W smaku, prócz pszenicy, jest coś kwaśnego, owocowego, być może wspomniana marakuja. Odczuwalna przez moment – po chwili znika.

Jak dla mnie, Letnia Przygoda to jedno z fajniejszych piw, jakie spróbowałem w ostatnim czasie. Spróbowałbym go ponownie z miłą chęcią. Słoneczny dzień mnie zawiódł, bo spodziewałem się czegoś równie smacznego. Po prostu mnie nie urzekł.

niedziela, 3 czerwca 2018

Bearnard z browaru Czarny Kot

Misie che piwa.
Ananasowy niedźwiedź Bearnard przychodzi z pomocą. W składzie podobne do poprzednio testowanego, Jeża, różni się chyba tylko sokiem owocowym, bo tu jest ananasowy. Butelka również naga, owinięta kolorowym papierem.
Jest bardzo przejrzyste, pomarańczowe, praktycznie bez pianki. Pachnie podobnie intensywnie, co poprzednik. Czuć ananasa jakby z puszki – one zawsze tak intensywnie pachną. W smaku bardzo słodko. Po ananasie przebija się słodowość... i w miarę szybko znika, pozostawiając tylko ananasowy pozmak. Wysycenie jest raczej lekkie. Piwo dość spokojne, dla miłośników słodyczy,

piątek, 1 czerwca 2018

Jeż Jerzy z Browaru Czarny Kot

Na kończący się dzień dziecka troszkę owoców, które już za gówniaka uwielbiałem. To wszystko w gołej butelce owiniętej kolorowym papierem.
Najeżony Jeż Ci życzy:
Jesz jeżyny, pijesz Jeża
byś na plaży w słońcu leżał!
Już z pierwszym niuchem zaczyna się fajnie. Piwo jest lekko mętne, z drobnopęcherzykową pianką. Czuć słodycz dojrzałych jeżyn, na tyle intensywną, jak w szamponie, który z dzieciństwa pamiętam (Bobini chyba był o jakimś podobnym zapachu). Na tyle intensywna jest ta woń, że trochę sztuczna się wydaje. W smaku piwo dość słodowe, pozostaje chlebowy posmak z tyłu gardła po przełknięciu. Na pierwszym planie owoce – oczywiście, że jeżyny. Jedno z przyjemniejszych piw z sokiem owocowym. Na upalny wieczór po piekielnie gorącym dniu wydaje się być idealne! Polecam tym, którzy lubią dość słodkie piwa.

wtorek, 8 maja 2018

Lwowskie Narodowe Ale z browaru Prawda


Bez "zabawy" cyrylicą wygląda mniej więcej tak: Lvivskyy Narodnyy El. Dostałem od Krzysia, który wrócił z majówki na Ukrainie. Piwo z gatunku Belgian Ale.


Po nalaniu do szkła oczom ukazuje się mętny złoty napój przykryty początkowo wysoką, acz szybko znikającą pianą. W zapachu całkiem przyjemne, mocno słodowe, a do tego jakieś zioła, może przyprawy... W smaku niska pełnia, słodowy spokój, który mi przywodzi na myśl takie specyficzne uczucie po upalnym dniu odczuwalne przy pomarańczowym blasku zachodzącego słońca. Trochę słodkie nawet. Czuć banany. Gdzieś tam się w nim czają cytrusy... Ale nie chcą się wychylać zbytnio.


Piwo jest całkiem pijalne, choć na koniec czuć już lekkie ciepło w gardle. Na ciepłe dni jak znalazł. W jakimś minimalnym stopniu chwilowo zaspokoiło moją potrzebę zjedzenia karkóweczki/kiełbasy z grilla i napicia się piwa w plenerze.

piątek, 13 kwietnia 2018

Chocodope (aka Nutella Porter) – In Peccatum

Tym razem padło na spotkanie firmowe, kolega się zwalniał, więc trzeba go było dobrze pożegnać. W lokalu wybór padł na Chocodope, Cinnamon Cookie Hazelnut Milkshake Portera.
"Powitany" delikatną pianką i niesamowitym aromatem przystąpiłem do degustacji. Od razu rzuciły się na mnie ciasteczka i zaczęły obrzucać orzechami, dołączyła kawa pod płaszczykiem tiramisu i trochę czekolady dla towarzystwa. Piwo jest dość słodkie, ale owa słodycz nie przytłacza do tego stopnia, że trochę żałowałem, że nie wziąłem większego. Słabe nagazowanie sprawia, że napój jest w miarę gładki (to pewnie też sprawka "milkshake"). Delikatnie otula kubki smakowe po wlaniu się do ust. Czy skosztowałbym go jeszcze raz? Zdecydowanie tak!

niedziela, 4 marca 2018

Duchesse de Bourgogne

Powrót po długiej przerwie? Trochę tak... Flanders red ale, jak podpowiada internet, produkowane jest przez Brouwerij Verhaeghe w Vichte, w Belgii. Znane również jako "The Burgundies of Belgium" jest mieszanką 8- i 18-miesięcznych ale przeleżanych w dębowych beczkach.
W kolorze jest ciemnobrązowe, prawie czarne. Drobnopęcherzykowa pianka szybko opada, zostawiając lekki lacing. Pachnie słodko, winnie, czuć trochę mocnego, szlachetnego alkoholu, ale obok tego wyłaniają się czerwone owoce, chyba głównie wiśnie. Jest w nim pewna lambicowa dzikość, może cierpkość, jakkolwiek to można w zapachu wyczuć. W smaku przyjemnie kwaśne i całkiem słodkie. Przypomina mi się jakiś syrop na kaszel, ale nie mogę odgadnąć, jaki... Słodycz i lekka cierpkość pozostają po przełknięciu z tyłu gardła. Czerwone wino zrobione z wiśni, dosyć słodkie, ale z wyłamującą się ponad to wszystko cierpkością – tak bym je opisał. Chyba muszę kupić go więcej, bo jest naprawdę warte uwagi!