niedziela, 22 stycznia 2017

Mandarina Bavaria - kolejny single hop od Doctor Brew

Podobno na niemieckiej Polinezji rośnie bardzo rzadka mandarynka bawarska. Podobno spadające owoce toczą się po mięciutkiej trawie na dnie maluteńkich wąwozów, potem unosząc się na wodach strumyka wpływają w groty skalne, skąd wypływają już tylko najdorodniejsze owoce. Podobno po odpływie owoce suszą się na plaży w upalnym słońcu, a zbierane są dopiero w pełni księżyca. Potem my przebrani za elfy warzymy piwo w browarze porozumiewając się językiem delfinów. Podobno naprawdę tak powstaje to piwo. Podobno...


Single hop od Doctorów zbytnio nie dziwi - sporo tego mają w swej ofercie. Tym razem ze słodem Pale ALE współgra chmiel Mandarina Bavaria.
Jeśli chodzi o wygląd, to mamy do czynienia z typową etykietą po lekkim upgradzie - w tle dodano (jak się domyślam) mandarynki i kwiaty na gałązkach. Bursztynowe piwo pokrywa niezbyt obfita, drobnopęcherzykowa piana.
Pierwszy niuch: pachnie cytrusowo. Drugi niuch: czuć głównie pomarańcze i mandarynki. One wyraźnie dodają słodyczy. W smaku łagodne oblicze cytrusowych przyjemności. Coś na kształt trochę wysuszonej mandarynki, która straciła większość wody, ale pozostał w niej słodki smak. Tak jest i tu. Piwo nie jest tak orzeźwiające jak soczyste owoce, ale tu się ujawnia jego słodowy charakter. Goryczka jest lekka, nie zalega. Po przełknięciu w ustach pozostaje bardzo lekki, mandarynkowy posmak.

Ogólnie rzecz ujmując, przyjemne, całkiem pijalne. Nie ma wielkiej rewolucji, nie doznasz przy nim szczególnego uniesienia, ale w sumie czemu by nie spróbować? Tak jak ostatni stout mi nie podszedł, tak to jest na prawdę w porządku.