czwartek, 22 czerwca 2017

Alexander אלכסנדר - The Beer Of Milk & Honey - Mikkeller

Alexander - porter imperialny z duńskiego browaru Mikkeller warzony w kooperacji z izraelskim Alexander Brewery. 
Na wstępie dostajemy smolistoczarny płyn z drobną, prawie całkiem zanikającą pianą. Zmysł węchu się nie obija. Piwo jest mocno słodowe. Czuć kawę z nutą czekoladowej słodyczy. Może to autosugestia, ale ewidentnie czuć też mleko z miodem, jak to, które pijałem na kaszel, bo mi przyjaciółka poleciła. Do tego lekko beczkowy charakter. W smaku też jest sporo wszystkiego. W miarę słodko (trochę likierowo), czekoladowo, miodowo. Mleka na języku już mniej, niż w nosie, ale ten miodowy posmak jest nadal delikatnie wyczuwalny. Zdecydowanie #teamsłodyczka. Przyjemnie oblepia usta i pozostaje słodkim wspomnieniem kubków smakowych przez dłuższą chwilę. Te 8,4% potęguje nieco likierowy charakter, ale nie jest nachalne, a raczej przyjemnie współgra i rozgrzewa. W tak gorący wieczór owa rozgrzewka raczej nie jest bardzo pożądana, ale smakiem piwo rekompensuje wszystko. 
Próbuję w temperaturze pokojowej póki co. Wstawiłem część do lodówki. W sumie mogłem to zrobić na odwrót, ale niech będzie. 
Po schłodzeniu jakby więcej mleka czuć w zapachu. W smaku delikatniej. Mogłem schłodzić i pić stopniowo ogrzewające się. 
Ale i tak jest pyszne. Mogę z ręką na sercu polecić, jest warte spróbowania.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

RIS z Wąsosza

Mimo upału naszła mnie ochota na coś cięższego. Russian Imperial Stout w wykonaniu Wąsosza to piwo ze stylizowaną na rosyjską, niebieską etykietą.
Oj, dawno RISa nie piłem! Tutaj z czarnego płynu szybko znika prawie cała piana, pozostawiając jedynie kremową obwódkę dookoła naczynia. W aromacie kawa, chleb, lekki alkohol (12,6% pewnie robi swoje), gorzka czekolada, trochę dymu. W smaku głównie kawa, ciemne owoce, śliwki, czy inne figi i daktyle... Czuć paloność z zapachu, a alkohol rozgrzewa w gardle. Raczej słodkie - robotę odwalają owoce, choć goryczka jest też lekko wyczuwalna. Jak na taką moc, alkohol jest całkiem nieźle ukryty, choć po kilku łykach czuć go już odrobinę. Ogólnie całkiem przyjemne. 
Jak głosi napis na etykiecie, за здоровье!

piątek, 2 czerwca 2017

Doctor Brew - Pszeniczne

Doktorzy idą w stronę większej rzeszy odbiorców? Bardzo możliwe. Pszeniczne sprzed tygodnia, jutro premiera miodowego. No spoko, niech "poszerzają horyzonty". :D
Doktorowy pszeniczniak z wyglądu przypomina każdy inny. Ciemnobursztynowy, mętny... Tylko piany brak, bo znika praktycznie od razu.
Pachnie ciekawie. Oprócz typowych aromatów jałowca, banana, czy goździków jest w nim coś jeszcze - chyba świeży chleb. W smaku lekkie, delikatne, całkiem gładkie, jeśli wyłączyć lekkie nagazowanie, słodowe. Banany, goździki - czyli typowo dla pszenicy. Pozostawia przyjemny chlebowy posmak na długo po przełknięciu. Goryczka jest bardzo lekka.
Jak na pszeniczniaka może być. Nie jest powalające, ale bynajmniej nie jest też złe, spokojnie można się napić, spróbować, polecam.

środa, 24 maja 2017

Desire - Sour Wheat Mango z browaru Hopkins

Pszeniczniaka tego uwarzono w Wąsoszu na zlecenie Hopkinsa. A znalazłem go w Tesco.
Piwo jest mętne, jasnobursztynowe, z szybko znikającą pianką, pozostawiającą po sobie jedynie resztki na powierzchni.
Pierwsze, co uderza, to słodki zapach mango - taki jakby jogurtowy. Gdzieś dalej czai się bananowość pszenicy. Zapach przypomina jakiegoś słodkiego, smakowego papierosa.
W smaku jest słodowo. Mango nie jest już tak silne, jak w zapachu, ale dalej je czuć, delikatnie wyłaniające się zza pszennej mgiełki. Do tego jakaś karmelowa słodycz. Po przełknięciu pozostaje łagodny posmak charakterystyczny dla piwa pszenicznego. Jest też coś jakby wysuszona mandarynka. To pewnie z mango. Kiedy zostawi się mandarynkę i zaczyna się już marszczyć, to podobny smak ma - takie to słodkie, mało soczyste już... Trudno opisać w kontekście piwa, więc trzeba samemu spróbować. Po kilkunastu łykach pozostaje już lekko cierpki posmak.
Piwo jest lekkie, przyjemne, bardzo fajne po treningu, acz czegoś mi w nim brakuje. Nie powala na kolana. Ale spróbować warto. ;) 

sobota, 20 maja 2017

Pecheresse - Lindemans Pêche Lambic

Brzoskwiniowy Lambic od Lindemansa. Cztery inne miałem okazję spróbować przed Sylwestrem (Kriek, Faro <3). Tak samo, jak w poprzednich, butelka owinięta jest z góry złotkiem w odpowiednim kolorze. 

Czym jest lambic? Jest to Belgijskie piwo regionalne produkowane na zachód od Brukseli. Głównym składnikiem jest słód jęczmienny z dodatkiem pszenicy niesłodowanej. Jako przyprawę dodaje się stary i wysuszony chmiel. Gorącą brzeczkę wystawia się zimą na otwarte powietrze w celu przeprowadzenia fermentacji spontanicznej polegającej na kontakcie płynu z dzikimi drożdżami i innymi mikroorganizmami unoszącymi się w powietrzu.

Przejdźmy może do piwa. Etykieta jaka jest - każdy widzi. :P
Piwo ma jasnopomarańczowy kolor, jest lekko zmętnione, a piana w większości momentalnie znika. Po nalaniu już z daleka czuć słodycz brzoskwini. Po głębszym "niuchnięciu" oprócz słodyczy cierpkość, do tego stajnia, końska derka, skóra. W smaku słodziutka brzoskwinia z kwaskowatym finiszem. 
Goryczki brak, alkoholu 2,5%, średnie nagazowanie. 
Dobre dla miłośników słodyczy. Ogromnej słodyczy. Może nie tak, jak w melonowym z Bytowa, ale niewiele brakuje. Polecam, dobry soczek. :)

czwartek, 11 maja 2017

Melonowe z Bytowa

Potrzebowałem czegoś lekkiego... Znalazłem na półce Melonowe. Dojrzałe owoce lubię, może i w tej formie mi posmakują? :)
Pachnie melonowo - no kto by się spodziewał?! Po nalaniu widać drobnopęcherzykową pianę, która przez dłuższy czas pozostaje i nie znika w pełni. Piwo jest przejrzyste, bursztynowe, No autentycznie czuć świeże, słodkie melony. Oprócz nich bardzo delikatna, prawie niewyczuwalna słodowość...
W smaku słodko, słodko i jeszcze raz słodko. Chyba nigdy nie jadłem tak słodkiego melona, jak słodkie jest to piwo. No może raz, w Egipcie. Nie jest mdłe, czego zwykle spodziewam się po melonowych i arbuzowych gumach do żucia na przykład. Oprócz słodyczy, słodyczy i słodyczy z odrobiną słodyczy na pierwszym planie. w tle czuć trochę słodowości... i karmel - najbardziej ujawniają się w posmaku, który pozostaje w ustach chwilę po przełknięciu.
Piwo to jest słodkie i soczkowate - miłośnikom tego gatunku powinno przypaść do gustu. Byle się nie przesłodzić. Druga butelka chyba by mi nie weszła - połowa pierwszej już zaspokoiła moją potrzebę słodyczy po wyczerpującym dniu.

P.S. polecam malinowe! :)

wtorek, 2 maja 2017

Fuck the boundaries - Imperial hoppy gose

Gose, gose, gose... jak ja lubię ten gatunek! Zanim zobaczyłem w sklepie, co to za piwo, zachęciła mnie do niego gęś. Powiedziałbym, że bojowa.
Po nalaniu prezentuje się następująco: złocisty, lekko zmętniony płyn przyozdabia warstwa piany - początkowo szybko opada, ale ostatecznie utrzymuje się na powierzchni. Piwo pachnie owocowo. Nie ma jakoś wiele tych aromatów. Nie wiem, czy przypadkiem jabłek i brzoskwini tam nie czuję... Za to w smaku... Niezłe szaleństwo!  Zaczyna się owocowo, ale to tylko przez mała chwilę, bo zaraz przechodzi w kwaśno słone, a kończy chmielową goryczką. Bardzo gładkie, nisko nasycone. Lekkie, rześkie i pijalne.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Plum - Oatmeal Stout Smoked Plum

Raz już kosztowałem, ale nie było okazji do napisania. Wczoraj w sklepie znalazłem i stwierdziłem, że trzeba coś naskrobać. :)

Na wstępie dostajemy nieprzejrzysty, czarny płyn pokryty ładnie stojącą, dronopęcherzykową i w miarę trwałą pianką. Od razu uderza aromat wędzonki, ale zaraz za nim jest coś delikatnego, słodkawego. Po pierwszym łyku wędzonka. A wspomnianej w nazwie śliwki jakoś brak... Piwo jest bardzo gładkie dzięki płatkom owsianym. Wysycenie praktycznie zerowe. Po przełknięciu wędzonka ustępuje i pozostają płatki owsiane. Jest bardzo smaczne, sycące. 
Należy mieć na uwadze to, że z piwami "wędzonymi" trzeba uważać. Nie wszyscy są gotowi na picie "kiełbasy". Mi Plum smakuje, ale wczoraj dokładnie to doradziłem i nikomu nie posmakowało. :D

wtorek, 18 kwietnia 2017

Hallo Ich Bin Berliner Weisse Raspberry

Zaszalałem z Mikkellerem...
Piwo z puszki ponoć nie musi być straszne. ;) Na powitanie dostajemy gęstą, ładnie stojącą, choć średnio trwałą, różową piankę pokrywającą mętny, bursztynowy płyn. Pachnie intensywnie malinowo, ale nie jak jakiś biedasyrop malinowy do piwa, czy czegoś, a jak świeżo zerwane, soczyste owoce. Do tego coś a la jogurt? Tak jakby... Na początku uderza cierpkość, zaraz kwaśność malin i utrzymuje się dość długo. Jest trochę jak w papierówkach, czy innych zielonych, kwaśnych jabłkach. Na finiszu mleczne, jakby jogurtowe. Po przełknięciu pozostawia mleczny posmak. Wysycenie niskie, choć przez kwaśny smak nie przelatuje tak gładko przez gardło. :D
Co tu dużo mówić, jest pyszne!

niedziela, 16 kwietnia 2017

Porter z browaru Konstancin

Porter ma ciemnobrązową barwę, pełny smak ze śliwkowymi i czekoladowymi akcentami. Puszysta piana połączona z aksamitną teksturą piwa nie pozwala o sobie zapomnieć.
Na powitanie dostajemy po nosie słodkim, karmelowym aromatem, śliwkami, ciemnym pieczywem. Potem zauważamy smolistoczarną barwę i ładną, brązowawą, drobnopęcherzykową piankę, która powoli zaczyna zanikać, lecz pozostawia po sobie obwódkę dookoła i cienką warstwę bąbelków w środku.
Po pierwszym łyku wyraźnie rozgrzewające. Czuć alkohol - tu podchodzi smakiem troszkę pod barley wine. Do tego słodowy charakter, wytrawność czekolady, Piwo jest gęste, treściwe, oleiste i przyjemnie oblepia usta. Jest gładkie, wręcz aksamitne, jak podaje etykieta. Wysycenie jest prawie bliskie zeru. Jak znajdę, to kupię ponownie, bo ciekawi mnie, jakie będzie po odleżeniu, kiedy osłabnie nieco jego alkoholowy charakter i uwydatnią się niektóre smaki...
Podsumowując, Porter Konstancina jest bardzo przyjemny w odbiorze, więc polecam.